Nadzieja na szybkie zmiany
Kiedy miałem dwadzieścia parę lat i zaczynałem przygodę z przywództwem byłem pochłonięty marzeniami o szybkim i eksplodującym przebudzeniu duchowym. Wszyscy żyliśmy tymi wizjami, więc mi nie było trudno wyobrażać sobie siebie samego w ogniu wielkiego Bożego poruszenia. Widziałem siebie jako jednego z tych wielkich mężów Bożych, którzy w ogniu przetaczają się przez swoje pokolenie. To jeszcze nie były te czasy, kiedy inni liderzy zaczęli kwestionować przebudzenie o skali narodowej. Nikt nie mówił: „nie wierzę w przebudzenie!”. Może też na nich wtedy nie trafiłem, po prostu wszyscy wokoło mnie, liderzy, pastorzy, misjonarze, wszyscy mówili tylko o tym. Rozumiesz? Wszyscy wokoło mnie, czyli jakieś kilkanaście osób, rozbudzali nadzieję na coś wielkiego, czyli wszyscy.
Widziałem skostniały system religijny, wielu oziębłych duchownych i to co odkrywałem jako młody chłopak było dla mnie bardzo bolesne. Ja jednak żyłem w pasji dla Króla i Królestwa. Dorośli powtarzali, że oni też tak kiedyś mieli i mi też w końcu przejdzie. Głęboko w sercu miałem marzenie o wielkich rzeczach, czytałem o nich i słyszałem potężne świadectwa Bożego działania gdzieś na końcu świata. Kaznodzieje wciąż powtarzali, że Bóg jest wszędzie ten sam, więc i u nas coś musi się wydarzyć. Miałem nadzieję na szybkie zmiany, wręcz można było je poczuć w powietrzu. Jednak nie spodziewałem się, że Bóg zaprosi mnie do procesu, do drogi razem z Nim, do przygody życia, której nie zamieniłbym na żadne globalne poruszenia.
***
Parę lat temu mój młody przyjaciel, niesamowity lider i pasterz, który wyjechał z naszego kościoła na misję poprosił o rozmowę. Zakładał w tym czasie kościół na drugim końcu świata.
– Pastorze, chciałbym cię przeprosić…
– Co takiego?! Czyś ty oszalał, co się stało? – byłem w szoku, bo rozstaliśmy się w pokoju i błogosławieństwie. Za co przeprosić?!
– Kiedy byłem w kościele często patrzyłem na to co i jak robisz i miałem tak wiele myśli i pomysłów, że zrobiłbym to dużo lepiej! Dzisiaj – ciągnął dalej – mam zupełnie inne doświadczenie, tak trudno jest prowadzić ludzi, tak trudno jest być dobrym pasterzem dla ludzi. Wydawało mi się, że wszystko zrobię lepiej, a jestem tutaj i idę z ludźmi tak bardzo powoli, przepraszam…
Nie mogłem wyjść ze zdumienia, że ten pełen odwagi i siły młody człowiek dzieli się sercem w ten sposób. Byłem onieśmielony i szczęśliwy. Szczęśliwy nie dlatego, że mnie przeprosił, ale dlatego, że jest w najciekawszym miejscu swojego życia. Pamiętam ten przebłysk zrozumienia, który dotarł do mnie w czasie tej rozmowy. Powiedziałem mu: to jest tak cenne, że miałeś ambicję i odwagę, aby marzyć o „więcej” i „lepiej”. To jest tak ważne, że chciałeś lepiej i Bóg zabrał cię do miejsca, gdzie możesz przetestować swoje marzenia.
Ja nadal chcę wokoło siebie takich ambitnych, młodych ludzi, którzy powiedzą: zrobiłbym to lepiej! I ja ci nawet pomogę zrobić lepiej, nawet dam ci możliwości i zasoby, abyś zrobił lepiej. Chcę, aby młodzi liderzy robili lepiej i żeby wyruszyli w drogę, która ich przemieni. Mam nadzieję dzisiaj na wielu ambitnych i odważnych ludzi w tym pokoleniu. Mam nadzieję na ambitnych i silnych liderów, którzy mają większe marzenia i myślą, że mogą zrobić więcej i lepiej niż poprzednie pokolenie. Mam nadzieję, że wielu młodych ludzi obserwuje dzisiaj swoich liderów i mówi do siebie: „zrobiłbym to lepiej”. Mam nadzieję, że z odwagą wyruszą w swoje życie, aby sprawdzić i spróbować.
To czego uczy mnie ta historia, to to, że Bóg bierze nas w podróż. Podróż, w której możemy sprawdzić, czy zrobimy coś lepiej, czy nasz sposób będzie lepszy, że przetestujemy nasze dary i powołanie. Tego młodego pasterza Bóg zabrał w długą podróż. To tak jakby dobry Ojciec powiedział: chcesz zrobić to lepiej? Chodź zabiorę cię do ludzi, z którymi spróbujesz zrobić lepiej, spotkam cię z ludźmi, których nauczysz się kochać bardziej, zaproszę cię do rzeczy, które potrzebują uporządkowania. Wyprostujesz kilka spraw i uratujesz komuś życie. Mam nadzieję na ambitnych ludzi.