…wszystkiemu wierzy,
ze wszystkim wiąże nadzieję
Miłość. Pisać o niej, to jak brać się za śpiewanie „Hallelujah” Leonarda Cohena – linia między głębią a patosem wydaje się niebezpiecznie cienka. A jednak raz po raz znajdują się śmiałkowie podejmujący wyzwanie. I tak jak o śmiałkostwo można niewątpliwie posądzić dwudziestopięcioletnią dziewczynę z Polski, tak nie byłabym równie surowa wobec zasłużonego myśliciela, teologa i epistolografa, świętego Pawła z Tarsu. Autor bodaj połowy Nowego Testamentu w swoim pierwszym liście do Koryntian napisał słowa, do których ciągle wracamy.
Hymn o miłości. Jest cierpliwa, nie jest zazdrosna, jest taktowna, nie jest nadęta. Apostoł podaje wzór, który – gdy przebijemy się przez osłuchanie z tekstem – okazuje się niezwykły. Kolejne cechy można kontemplować i odnajdywać głębię prostych słów „cierpliwa”. Czasem czytam na nowo hymn i próbuję się z nim konfrontować. Rozważam kolejne cechy miłości w różnych kontekstach. Czy ja choć w jakimś stopniu umiem tak kochać? Która cecha miłości mnie dzisiaj zaskakuje? Nad czym chcę pracować? W końcu – próbuję pojąć, że Bóg jest taką Miłością i że tekst w najgłębszym znaczeniu opisuje właśnie Jego.
Czytam, licząc, że te słowa będą mnie zmieniać. Któregoś razu zatrzymywałam się nad każdym wersetem, zastanawiając się, czy zwyczajnie go rozumiem. Co to znaczy, że „miłość nie prowadzi rachunku krzywd” czy że „nie jest porywcza”? Problem pojawił się przy wersecie 7: „wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, ze wszystkim wiąże nadzieję, wszystko potrafi przetrwać”. Wszystko zakrywa – ok, wszystko potrafi przetrwać – ok. Ale wszystkiemu wierzy?
Czemu wszystkiemu? Jakiemu wszystkiemu? Wierzy się komuś albo wierzy się w Boga. Ale wszystkiemu? Okrągłe słówka albo jakaś naiwność.
Nagle w mojej głowie i – co ważniejsze – sercu pojawiła się interpretacja „wszystkiego”. Chcę się z wami podzielić tym, jak od tamtego czasu rozumiem Miłość, która wszystkiemu wierzy.
To Miłość, która wierzy twojemu najcichszemu westchnieniu. Wierzy najmniejszemu tak wobec Boga, które pojawia się w twoim sercu. Miłość chwyta to najsłabsze tak i wiąże z nim nadzieję. To jej wystarcza. Tak jak Jezusowi na krzyżu wystarczyło łotrowskie: „Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego Królestwa”, żeby go zapewnić, iż będzie z Nim w raju. Ten człowiek został powieszony za to, jak wiele złego zrobił, a jednak Jezus uwierzył, że skrucha przed Bogiem i to, co wypowiedział w ostatniej chwili, definiuje całe jego życie. Jeśli pojawi się w twoim sercu tak, ta Miłość złapie się go naiwnie. Być może będziesz je przysypywać, zagłuszać i ignorować, ale masz jak w banku, że Miłość już w nie uwierzyła. I będzie do niego wracać. Bóg nie zrezygnuje z ciebie, nawet jeśli ty z siebie zrezygnujesz. Bo Miłość wiąże nadzieję z najmniejszym. Kojarzy mi się to z kimś zakochanym, kto z byle spojrzeniem obiektu swoich westchnień liczy na spełnienie się pragnień i marzeń o miłości. Taki jest Bóg i taka jest Jego miłość. Patrzy na nas i cieszy się każdym elementem naszego zachowania, naszych myśli czy naszych serc, który stwarza Mu możliwość i daje nadzieję na relację z nami.
Bo Jego Miłość wszystkiemu wierzy, ze wszystkim wiąże nadzieję.